3/03/2018

Jak nie zwariować na macierzyńskim? 5 sprawdzonych sposobów.

   Mimo chwytliwego tytułu, będę pisać o tym, jak dbać o siebie, o swój rozwój, o to by „mleko nie zalało nam mózgu“, jak czasem mówią bezdzietni znajomi. Bo jestem przekonana, że są mamy, którym zwariowanie nie grozi, czują się cudownie w domu z dzieckiem, są szczęśliwe że ich cały świat to teraz ten mały, ukochany człowiek i wszystko co z nim związane. Cóż, ja do nich nie należę... No dobra, przez kilka miesięcy przy pierwszym dziecku moja rzeczywistość kręciła się wokół pieluch, chust, karmienia piersią i fotografowania tych malutkich stópek. Ale potem przyszło znużenie, pojawiła się potrzeba wyjścia z domu bez przywiązanego do siebie berbecia, porozmawiania z dorosłymi ludźmi na tematy inne niż kaszki, kupki, bez powtarzania sto razy dziennie, że krówka robi muuu.


   Napiszę o tym, co robiłam i nadal robię, bo trzecia moja pociecha wciąż jeszcze do przedszkola ani żłobka nie chodzi.

1. Czytaj.
Nie tylko facebooka, blogi parentingowe i etykiety na słoiczkach. Tak, wiem. Czytanie książek z niemowlakiem lub dwulatkiem zazwyczaj kończy się katastrofą- powyrywane kartki albo banan rozciapciany na całej stronie. Dlatego zainwestuj w czytnik, najlepiej z podświetleniem. Ja swojego kupiłam w drugiej ciąży i były to jedne z najlepiej zainwestowanych pieniędzy. Mam ten ze światłem, dlatego mogłam czytać ilekroć w nocy dziecku zachciało się jeść, bez ryzyka że się wybudzą (dziecko i mąż). Uprzedzając pytania - tak, moje dzieci piły mleko z piersi przez sen. Czasem kilkanaście razy w ciągu jednej nocy, ale zawsze w półśnie, więc operacja „nocne karmienie“ przebiegać musiała w ciszy i ciemności. Na szczęście dyskretne światło Kindla nie przeszkadzało.
Czytaj ilekroć możesz. Ja miałam zawsze czytnik w torbie przy wózku i kiedy tylko niemowlę zasypiało, siadałam na pobliskiej ławce/ pieńku/trawie i czytałam. Znów zdradzę sekret - cała trójka została nauczona, że póki oczy są otwarte, wózek jedzie, kiedy się zamykają - zatrzymuje się. I spały, a matka mogła się upajać lekturą.
 

2. Słuchaj.
Jeśli Twój egzemplarz należy do tych wymagających wożenia, kup sobie dobre słuchawki i na spacerach słuchaj audiobooków czy podcastów. Ja spacerując, sprzątając, gotując obiad słucham różnych konferencji chrześcijańskich, podcastów na interesujące mnie tematy, czasem vlogów czy audycji radiowych. Jest tego w internecie cała masa, na pewno coś Cię zainteresuje.
Mamom, które chcą pobyć w Bożej obecności, polecam słuchowisko Biblia- audio. Kiedyś napiszę o nim więcej, póki co obadajcie temat. Wystarczy na wiele godzin słuchania.



3. Twórz.
Możesz pisać dziennik, wiersze, listy (oczywiście, mam na myśli maile!). Tworzysz grafiki? Może malujesz, albo lubisz rękodzieło - dzierganie czy scrapbooking, decoupage?  Ja preferuję szycie, Bible Journaling (który przy okazji jest sposobem modlitwy) oraz mój kreatywny planer. Nie zaniedbuj tego. Spróbuj znaleźć czas na chwilę sam na sam ze swoim dziełem. To ważne, bo Bóg jest Stwórcą, stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, chce więc żebyśmy i my byli twórcami.


4. Ucz się.
Gdy tylko mogę zostawić dziecię bez mojej piersi, od razu zapisuję się na szkolenia, warsztaty, konferencje. Będąc mamą małych dzieci, zrobiłam roczną szkołę podyplomową (dwudniowe zjazdy co miesiąc), mam na koncie kilkaset godzin różnych kursów, czytam literaturę branżową, słucham webinarów, oglądam instrukcje na YouTube. Do tego potrzebne ustalenia pewnych zasad z mężem. Dla nas było jasne, że skoro on rozwija się 5 dni w tygodniu w pracy, ja też mam do tego prawo, w weekend.


5. Spotykaj się z dorosłymi. Bez dzieci!
Od zawsze byłam w jakichś kościelnych organizacjach, wspólnotach. Nie zmieniło się to, gdy na świat przychodziły latorośle. Z kilkutygodniowymi szkrabami zjawiałam się na spotkaniach grupek dzielenia czy modlitwach wspólnotowych, nawet na rekolekcje się jeździło (z dwójką, z trójką już nieco gorzej...). Jak tylko mogłam, zostawiałam je z tatą.
   W każdym większym mieście funkcjonują kluby mam, grupy coachingowe, kręgi kobiet. Poszukaj czegoś dla siebie. A może language exchange czyli wymiana językowa? To spotkania przy kawie, na których możesz poznać obcokrajowców i poćwiczyć z nimi angielski (lub inny język) w zamian za naukę polskiego. Albo jakiekolwiek inne kluby dyskusyjne czy kręgi zainteresowań. Ja najchętniej jeździłabym na planszówki! Niestety mieszkamy 20 km od miasta i perspektywa dojazdu zimą mnie zniechęca, liczę na to że na wiosnę w końcu się wybiorę!
   A nawet jeśli nie spotkania zorganizowane, to nie zapominaj o swoich bezdzietnych przyjaciołach (bo prawdopodobnie z dzieciatymi się spotkasz przy różnych okazjach i wysoce prawdopodobne, że będziesz z nimi rozmawiać głównie o dzieciach), od czasu do czasu wybierzcie się do knajpy, pogadajcie o dawnych czasach, inspirujących książkach czy ciekawych filmach.


5. Pracuj (tylko jeśli chcesz).
Można robić różne rzeczy w niepełnym wymiarze czasu. Moje koleżanki- mamy, na urlopach macierzyńskich i wychowawczych pracowały jako instruktorki fitness, lektorki w szkole językowej na wieczornych czy weekendowych kursach, robiły sesje zdjęciowe, grały na instrumentach podczas ślubów. Możesz sprzedawać swoją twórczość, pisać bloga (haha, podobno trzeba to robić długo i dobrze, żeby zarobić...), oferować swoje umiejętności (ja prowadziłam warsztaty w klubach mam wspólnie z własnym dzieckiem ;) ). Czasem wynagrodzenie nie będzie się wydawało warte świeczki, ale jeśli lubisz pracować  i potrzebujesz tego dla siebie samej (np. po to, aby po roku urlopu łagodniej wrócić na rynek pracy) albo dla tych kilku groszy na własne przyjemności, to warto.



   Mam nadzieję, że zechcesz sama przetestować te metody. Ja polecam je z czystym sercem, spełniona mama to szczęśliwe dzieci. Daj znać w komentarzach, czy u Ciebie się sprawdziły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Izdebka , Blogger