Dzisiejsza Ewangelia (Mt 18, 15-20) przypomina mi przypowieść o miłosiernym samarytaninie (Łk
10:29-37), którą Jezus opowiada w odpowiedzi na pytanie uczonego w
piśmie „kto jest mym bliźnim?”. Uczony wysnuwa z tej historii
wniosek, że bliźnim jest ten, który okazuje miłosierdzie. Jezus
poucza go, aby szedł i też tak czynił, czyli był miłosiernym,
stawał się bliźnim dla każdego, kogo spotka i żeby wyrzekł się
obojętności. To jest wskazówka nie tylko dla tego uczonego w
piśmie, ale i dla nas. Różnego rodzaju oszustwa, wandalizm,
zbrodnie, ubóstwo, to są rzeczy które powstają nie tylko jako
skutek grzechu osób w nich zawikłanych, ale i jako konsekwencja
grzechu obojętności osób dookoła, które widzą, ale nie reagują.
Być miłosiernym to
znaczy być nie obojętnym, to znaczy brać odpowiedzialność także
za mego brata, i nie dlatego że ja mogę ucierpieć przez jego
grzech, tylko dlatego, że go kocham. W dzisiejszej Ewangelii Jezus
podaje nam pewien instruktaż, jak mamy postępować w sytuacji,
kiedy mój brat zgrzeszy przeciw mnie. Najpierw porozmawiaj z bratem
w cztery oczy, jeśli nie posłucha - weź kogoś ze sobą i
porozmawiaj jeszcze raz. Jeżeli znów nie posłucha, to niech z nim
porozmawia cała wspólnota. Jezus wzywa, abyś walczył o swego
brata, który jest w grzechu, abyś nie był obojętny! Dlaczego? Bo
tam gdzie znika obojętność, tam gdzie szerzy się miłosierdzie,
tam stajemy się bliscy, a to znaczy że tworzy się jedność. A tam
gdzie jest jedność, tam jest Bóg, bo On jest wspólnotą, On jest
jednością, On jest pełnią. I o tym nas zapełnia w dalszym ciągu
Ewangelii Jezus, mówiąc, że tam gdzie dwoje lub troje będą
zebrani w Jego imię, tam On będzie dosłownie w środku nich. A to
nie oznacza tylko zebrania w kościele czy na spotkaniu modlitewnym.
Zbieramy się w Jego imię za każdym razem, kiedy spotykamy się
żeby okazać miłosierdzie, miłość, troskę, odpowiedzialność.
Kolejny z serii komentarzy do Ewangelii, zapraszamy do lektury!
Druga połowa czwartego rozdziału Ewangelii Łukasza dotyczy początków działalności Jezusa w Galilei. Jezus jest w Kafarnaum, przychodzi w Szabat do synagogi i naucza. W tej synagodze jest człowiek, który ma ducha nieczystego. Czytam Ewangelię dalej, z poczuciem że już wiem jak to się skończy - Jezus wypędzi ducha nieczystego, a wszyscy dookoła będą podziwiać moc z jaką działa. Przecież tyle razy już słyszałem tę historie albo podobną, ludzie mający ducha nieczystego na kartach Ewangelii są uzdrowiani „na pęczki”. Ale tym razem coś zwróciło moją uwagę. Mianowicie fakt, iż ten człowiek był w synagodze. Jak to? W miejscu kultu i modlitwy, miejscu świętym, przebywa duch nieczysty? Ale w sumie to był punkt wyjściowy głównego pytania które się zrodziło: „Kim ja jestem w Kościele i czy nie mam w sobie ducha nieczystego?”
„Mieć ducha nieczystego” to nie od razu znaczy „być opętanym”. Duch nieczysty to także duch kłamstwa, duch narzekania, duch obgadywania, duch zazdrości. Otwierając im serce, stajemy się im posłuszni. Ile razy wyznawaliśmy podczas Eucharystii czy na modlitwie (jak i duch nieczysty w Ewangelii), że Jezus jest Świętym Bożym?! A czy tego samego dnia nie oskarżaliśmy kogoś słowem lub w sercu o głupotę czy nadmierne bogactwo, nie osądzaliśmy według swojej miary?
Po wyjściu z synagogi Jezus idzie do domu Szymona Piotra. Tam okazuje się że teściowa Piotra ma wysoką gorączkę. I tu kieruję się intuicją, która podpowiada mi, że to jest ciąg dalszy historii z duchem nieczystym. Piotr był rybakiem i tak utrzymywał rodzinę. W Ewangelii Marka, opisującej tę historię, czytamy że teściowa Piotra mieszkała w domu Piotra i Andrzeja, jego brata. W pewnym momencie Piotr i Andrzej, powołani przez Jezusa, znikają z domu. Kto i w jaki sposób utrzymuję rodzinę Piotra nie wiadomo. Apostołowie pojawiają się w domu raz na jakiś czas i to bez zapowiedzi. Można się domyślać że taka sytuacja „rozpaliła” teściową Piotra.
Jezus nakazuje gorączce, jak i duchowi nieczystemu chwile wcześniej, żeby odeszli. Teściowa Piotra wstaje i zaczyna usługiwać gościom. Na pytanie kim jestem w kościele będę musiał sobie odpowiadać wiele razy, a o czystość swego serca muszę walczyć cały czas. I myślę, że skuteczną bronią w tej walce jest wdzięczność. Wdzięczność za to, że jestem, za to, co mam, za to, kogo mam obok, za to, co mnie czeka i czego już doświadczyłem. Tylko będąc wdzięcznym i znając wartość tego co masz i co przeżyłeś możesz wstać i usługiwać innym, aby i oni tego doświadczyli. Serce wdzięczne jest zamknięte dla ducha nieczystego.
Po długiej przerwie wracam z czymś nowym, a jest to komentarz do Ewangelii. Mam nadzieję, że się spodoba i autor, którym jest mój mąż, także w bliskiej przyszłości podzieli się z nami swoimi przemyśleniami dotyczącymi Słowa Bożego.
Zapraszamy do lektury:
Dzisiejszy fragment
Ewangelii ( Mt 16,21-27) wzbudza wiele pytań i jest źródłem wielu błędnych
wniosków, a dodatkowe zamieszanie wprowadza niefortunne (bo
niezgodne z tekstem źródłowym) tłumaczenie. W Ewangelii Mateusza,
którą dzisiaj czytamy, Piotr dyskretnie próbuje zakomunikować
Jezusowi, żeby się nie wygłupiał i że nic złego nie powinno Mu
się przydarzyć (przecież On jest obecnie „na fali”, wszyscy Go
uwielbiają, co znaczy, że Bóg błogosławi i będzie wszystko ok).
Jezus w odpowiedzi szybko stawia Piotra do pionu i, według znanego
nam tłumaczenia, mówi: „Zejdź mi z oczu, szatanie”. I tu w
naszych głowach pojawia się konsternacja. O co Mu chodzi? To mówi
Jezus? Gdzie ten łagodny i kochający Rabbi, którego znamy? Używa
słowa „szatan”? Nazywa Piotra diabłem?
Rzecz w tym, że
słowo „szatan” oznacza „przeciwnik”, ten który jest po
przeciwnej stronie, nie zgadza się ze mną. W dokładnym tłumaczeniu
Jezus mówi:”Idź za mną, przeciwniku”. Czyli stań za mną, a
będziesz patrzył ze mną w tym samym kierunku i zobaczysz z mojej
perspektywy. Tymi słowami Jezus zaprasza Piotra, jak i wszystkich
nas do tego, żebyśmy zrobili krok do przodu, z Jego wyznawców stali
się Jego przyjaciółmi. Bo właśnie to, co czyni nas przyjaciółmi,
jest wspólne patrzenie w jednym kierunku, zobaczenie wspólnej drogi
i celu.
Jezus słucha słowa
swojego Ojca i jest Mu posłuszny, a więc Jego dom, tak jak
wszystkich tych, którzy pójdą za nim, jest zbudowany na skale, a
wzburzone wichry i potoki (w postaci prób i prześladowań, które
zapowiada Jezus) nie zburzą go. Słowo, które może nas umocnić i
stać się jak skała pod naszymi nogami, jest słowem, które nie
wzbudza w nas wątpliwości, któremu ufamy i w które wierzymy. A
takie słowo słyszymy od przyjaciela.
Być
chrześcijaninem to być nie tylko uczniem i wyznawcą Jezusa, to też
być Jego przyjacielem, poznawać Go i otworzyć Mu swoje serce.
Jezus zaprasza do wzięcia swego krzyża i pójścia za nim, i to nie
będzie zawsze łatwa droga, będą na niej łzy i trud, ale to
wszystko będzie się działo przy Jego boku. I trzeba mieć też świadomość tego, że to nie nasze choroby i słabości są tym
krzyżem który mamy nieść. W czasach Jezusa krzyż był narzędziem
kary i uśmiercenia. I o to chodzi, mamy uśmiercać nasz egoizm i żądze. Nasz Pan uczynił z krzyża miarę miłości, bo oddał życie
za przyjaciół. I to właśnie miłość mamy nieść w sercu jak
krzyż, bo miłość pomoże nam uśmiercać wszystko, co jest złe w
nas. Pomoże przebaczyć i popatrzeć w oczy tym, którzy nas
skrzywdzili, podać rękę bezdomnemu i go nakarmić, zrezygnować z
siebie i dać więcej, niż od nas oczekują, nie przejść obojętnie
obok potrzeby drugiego człowieka.
Jezus mówi dziś do Ciebie: „Bądź moim przyjacielem”.
(na zdjęciu "Jezus z przyjacielem", starożytna ikona, znaleziona w XIX w. w ruinach koptyjskiego klasztoru, na egipskiej pustyni. Serdecznie polecam lekturę dotyczącą pojawiającej się na ikonie symboliki, bo pięknie uzupełnia powyższy tekst, np na stronie Wspólnoty Przyjaciół Oblubieńca.)
Podobno aby stworzyć nawyk, wystarczy miesiąc dbania o regularność, potem to już wchodzi w krew. Ale żeby to rzeczywiście było skuteczne, warto wspomóc się pewnymi wskazówkami.
ZNAJDŹ OPTYMALNĄ PORĘ
Poszukaj najlepszego momentu w ciągu
dnia. Wiele osób zaczyna dzień od modlitwy, ale nie zawsze jest to
możliwe, moje dzieci prawie zawsze wstają ze mną, nieważne na
którą nastawiam budzik, dlatego zazwyczaj modlę się gdy wszyscy już
śpią. Może to być czas w drodze do pracy, popołudniowa drzemka malucha,
spacer z wózkiem, poranny jogging (np. z aplikacją Modlitwa w drodze), przerwa w pracy. Dla każdego będzie to inny czas, wybierz ten który ma najwięcej szans na stałość oraz najmniej okazji do rozproszeń.
USTAL MIEJSCE
Wybierz jedno miejsce w domu, gdzie będziesz się modlić. Czy to dywanik na podłodze, krzesło przy biurku, wygodny fotel czy miejsce w autobusie - niech będzie zawsze to samo, to pomaga w wyrabianiu nawyku. Jeśli możesz i masz ochotę, możesz odpowiednio wyposażyć to miejsce: postawić świecznik, powiesić ikonę albo krzyż, przygotować Pismo Święte, różaniec.
STWÓRZ RYTUAŁ
Zapalenie świeczki, aromatyczna herbata, ulubiony koc do przykrycia nóg... Uważam, że spotkanie z tym, który jest moją Miłością, powinno przebiegać w miłej atmosferze, dlatego staram się aby wokół mnie panował ład i abym czuła się komfortowo. Mnie pomaga też stała kolejność modlitwy, więcej pisałam o tym we wpisie o Osobistym Modlitewniku (wpis o Prayer Journal), w skrócie wygląda to tak:
1. Wezwanie Ducha Świętego
2. Lektura i rozważanie Słowa Bożego
3. Uwielbienie i dziękczynienie
4. Modlitwa wstawiennicza (często z dziesiątką różańca)
5. Rachunek sumienia i modlitwa osobista
USUŃ WSZYSTKIE DYSTRAKTORY
Zadbaj, aby czas który zamierzasz spędzić z Bogiem był przeznaczony tylko dla Niego. Jeśli nie jesteś w domu sama, poproś domowników by Ci nie przeszkadzali przez określony czas, jeśli możesz się zamknąć w jakimś pomieszczeniu (sypialnia, kuchnia), powieś na drzwiach kartkę " Rozmawiam z Bogiem, proszę nie przeszkadzać". Wycisz telefon i zapobiegawczo zostaw go w innym pokoju, żeby nie kusiło zerknięcie na niego. Polecam przed modlitwą zrobić listę zadań, spraw które są do załatwienia. Dzięki temu nie będą Ci natarczywie przychodzić do głowy w trakcie modlitwy.
USTAW TIMER
Najlepiej nie w telefonie, bo przecież został w innym pomieszczeniu. Polecam taki kuchenny. Zdecyduj się na określony czas: 15 minut, pół godziny, godzina, ustaw go i dopóki nie zacznie pikać, zajmuj się tylko modlitwą. Odstaw go trochę dalej, żeby nie spoglądać co chwilę ile jeszcze zostało. Skup się i skoncentruj na Tym, z kim chcesz się spotkać. Na początku wydaje się to dziwne, ale z upływem tygodni zobaczysz, że te 15, 30 minut to za mało i zaczniesz wydłużać ten czas. Wytrwaj, a będziesz zbierać owoce pogłębiającej się relacji z Jezusem. Warto.
Przyznam, że od "zawsze" (długie lata pracowałam jako niania, miałam więc rozeznanie w ofercie wydawniczej) ubolewałam nad wersjami Pisma Świętego, które można zaserwować kilkulatkowi. Widziałam wiele ładnych kartonowych książeczek o Adamie, Ewie i raju, o Noem i arce, o Mojżeszu i Morzu Czerwonym, czy nawet o Jonaszu i wielorybie, ale nic sensownego, co nadawałoby się dla dziecka w pierwszych klasach szkoły podstawowej, a nie byłoby tylko zbiorem historii.
Minęły lata i nadszedł czas, gdy ten problem mógłby mnie dotknąć, gdyż najstarsze z moich dzieci osiągnęło cudowny wiek lat sześciu, a oto, ku mej bezbrzeżnej radości, na polskim rynku ukazał się tytuł, który znałam już wcześniej z amerykańskich stron. Co to za książka?
"Z Jezusem przez Biblię" autorstwa Sally Lloyd- Jones, wydane przez wydawnictwo Aetos. Podtytuł " W każdej opowieści słychać Jego imię" zdradza już nieco ze specyfiki tej pozycji.
Jest to przełożona na współczesny, dostosowany do poziomu dzieci język Biblia od Stworzenia aż po Apokalipsę. To wielka rzadkość, żeby Apokalipsa była w wydaniu Pisma Świętego dla dzieci. Tak jak i rzadko zdarzają się w nim interpretacje Księgi Izajasza, Nehemiasza czy Listów Pawłowych. A tu są.
Cała książka ukazuje ogrom Bożej Miłości wobec nas, której szczytem jest Osoba Jezusa.
Autorka tak tłumaczy dzieciom, czym jest Biblia: "Biblia nie jest księgą zasad ani księgą o bohaterach. Jest przede wszystkim Opowieścią. Opowieścią przygodową o szlachetnym Królu, który przybywa z dalekiego kraju, żeby odzyskać zaginiony skarb. Opowieścią miłosną o dzielnym Księciu, który opuszcza swój pałac i zostawia wszystko co ma, żeby uratować swoją ukochaną.
(...)
Najważniejszą postacią tej Opowieści jest pewne Dziecko. W każdej historii biblijnej słychać Jego imię. To Dziecko jest jak brakujący kawałek układanki, który pozwala dopasować do siebie wszystkie pozostałe jej części, tak by naszym oczom ukazał się piękny obraz."
(najchętniej przepisałabym całą książkę, tak jest piękna, ale prawo tego zabrania ;) )
Niebo musi zejść do nas, bo sami za nic się tam nie damy rady wspiąć - piękne, prawda?
Mimo że to książka dla dzieci, pozwoliła mi zrozumieć nieco lepiej Stary Testament i zanurzyć się w tej nieogarnionej, Bożej miłości, którą Sally Lloyd- Jones tak pięknie opisuje od pierwszej do ostatniej strony. W zasadzie co wieczór, podczas czytania dzieciakom kolejnych opowieści o nadziei, o wyczekiwani Odkupiciela i w końcu o Jego przyjściu, nauczaniu i ofierze, moje serce tęskniło i nawracało się do swojego Pana. Myślę więc, że powinien ją też przeczytać każdy dorosły, który ma czasem potrzebę prostymi słowami usłyszeć, że jest ukochanym dzieckiem Boga.
Tym, co dla mnie jest też niezwykle ważne, jest strona estetyczna książki i tu pozycja też spisała się na medal. Ilustracje są w przepięknych barwach, zajmują całe strony, a postaci, mimo że narysowane prostą kreską, robią niezwykle sympatyczne wrażenie.
Na koniec zostawiam Was z fantastycznym streszczeniem listów św. Pawła, który oddaje istotę chrześcijaństwa.
"Nie musicie być najlepsi z najlepszych, żeby Bóg Was pokochał.
Wystarczy, że uwierzycie w to, co zrobił Jezus, i będziecie go
naśladować”.
Bo o tym, że czytać trzeba, codziennie, to chyba każdy chrześcijanin wie. Jeśli ktoś jeszcze nie czuje się przekonany, to:
Tylko nieliczni słyszą głos Pana w swoich sercach (a i oni zaczynali od sumiennej lektury Pisma Świętego), cała reszta może Go usłyszeć dzięki Słowu, które nam dał. Odkryjmy, co do nas mówi!
Ale jak to zrobić, by się nie pogubić? Podzielę się kilkoma sposobami, które znam z praktyki.
Pierwszy sposób, roboczo zwany "jak leci". Najpierw czytałam tak Nowy Testament - postanowiłam sobie, że każdego dnia przeczytam choćby jeden werset (może to być nawet jedno słowo albo jeden rozdział, byle do przodu). Zaczęłam od Ewangelii Mateusza, skończyłam na Apokalipsie. Potem, wraz ze wspólnotą do której wówczas należałam, czytaliśmy Stary Testament - spotykaliśmy się raz w miesiącu, omawiając poszczególne Księgi, więc na przeczytanie jednej, czasem dwóch gdy były krótsze, mieliśmy 30 lub 31 dni.
Miałam również doświadczenie z krążącym po sieci planem (linki podam na końcu) przeczytania Biblii w dwa czy trzy lata, moi znajomi za zaprzyjaźnionej wspólnoty przeczytali kiedyś całe Pismo Święte przez okres Wielkiego Postu, też się da.
1 stycznia znany biblista, ks. Węgrzyniak rozpoczął fejsbukowe wyzwanie " Jemy Biblię codziennie", można jeszcze dołączyć i nadgonić niemalże 60 rozdziałów, aby latem 2021 zakończyć Apokalipsę.
Dla bardziej niecierpliwych, również z początkiem roku ruszyła inna akcja " Biblia w 90 dni", do której można sobie nawet pobrać aplikację na androida. Jako że jestem zdecydowanie bardziej analogowa, zdarzyło mi się drukować tzw. trackery i wklejać ją do kalendarza albo Prayer Journala. Nie znalazłam niestety polskiej wersji, a amerykańska jest uboższa o kilka starotestamentowych ksiąg, których protestanckie Biblie nie zawierają, ale zawsze można je sobie dorysować ;) A może ktoś z czytelników ma zdolności, aby taki polski tracker czytania Pisma Świętego przygotować?
Drugim sposobem będzie śledzenie tekstów nie chronologicznie, a wedle poruszanych zagadnień. Obecnie korzystam z serii książek ks. Matei "Droga ewangelicznego wtajemniczenia", która jest programem pozwalającym coraz głębiej poznawać Pana Boga poprzez Biblię - plan rozpisany jest na tematyczne tygodnie, każdego dnia do przeczytania mam niedługi fragment Pisma Świętego, interpretację pomagającą lepiej zrozumieć znaczenie tych świętych Słów i krótkie rozważanie, modlitwę.
Bardzo chcę zacząć słuchać komentarzy o. Szustaka do Psalmów - cała seria pt. "Plaster miodu" dostępna jest na YouTube, czekam na odpowiedni moment, kiedy będę mogła w spokoju wysłuchać tych mądrych interpretacji. To będzie trzecia metoda - znaleźć kogoś, kto w sposób dla nas zrozumiały i pociągający komentuje daną Księgę i wspólnie z nim - czy to za pomocą książki, czy podcastów, Ją przejść. Wybór literatury jest ogromny, a plików audio przybywa każdego dnia.
Generalnie jest tych sposobów sporo, każdy znajdzie coś dla siebie.
Mniej ważne "jak", najważniejsze żeby robić to regularnie i z wiarą. Powodzenia i wytrwałości, warto!
Osoby, które ze swoją twórczością i kreatywnością są za pan brat nie będą miały problemu z wymyśleniem, w jaki sposób graficznie przedstawić porusząjcy je werset. Jednak ci, którzy muszą dopiero potrenować, aby zaprzyjaźnić się z artystyczną stroną swojej duszy, mogą uznać za pomocne przyglądanie się pracom innych.
Codziennie powstaje kilkaset (kilka tysięcy?) nowych ilustracji na kartach Biblii na całym świecie. Trudno być na bieżąco ze wszystkimi "nowościami", łatwo można wpaść w pułapkę spędzania czasu na facebook'u, instagramie, pintereście i blogach journalingowych zamiast spędzić go z Bogiem i Jego słowem.
Ja na bieżąco przeglądam grupę na fb Bible Journaling Community, stronę Illustrated Faith oraz bloga Rebeki, która co tydzień zamieszcza na youtubie tutoriale (samouczki?).
Poza tym od czasu do czasu , poszukując inspiracji zaglądam na pinterest - to prawdziwa kopalnia skarbów.
No dobrze,
poczuliśmy się zachęceni, czas ruszyć do akcji!
Na początku pragnę
zaznaczyć, że nie jestem artystką, nie znam się na tym za bardzo,
nie zajmowałam się nigdy scrapbookingiem, bible journaling jest moim
pierwszym zetknięciem się z tego typu twórczością, więc patenty
które opisuję w większości zaczerpnęłam od journalingujących
koleżanek zza oceanu plus trochę ucząc się na swoich próbach i
błędach. Nie umiem też malować ani rysować, dlatego raczej tego
nie robię, aczkolwiek...
Bible journaling nie
jest o tym, czy to jest ładne czy nie ładne, estetyczne czy
niestetyczne, proste czy krzywe. Głównym założeniem BJ jest, że
robimy to, aby uwielbić Boga w Jego Słowie. A tego nie da się
robić źle, brzydko, nieestetycznie. Liczy się postawa serca.
Jeśli rysując/szkicując/ozdabiając kierujesz swe serce ku
Stwórcy i Dawcy wszelkich talentów, to co zrobisz będzie piękne,
nawet jeśli z plastyki zawsze miałeś pały. Jeśli zrobisz to z
miłością, Jemu będzie się podobać.
Więc... nie rysuję
(z głowy, bo zdarza mi się przerysować rysunek znaleziony w książce
czy internecie) bo nie wiem jak się za to zabrać, może kiedyś
stanę się odważniejsza, na tę chwilę swoją przygodę z BJ
zaczęłam głównie od ozdobnego przepisywania wersetów, które
chcę zapamiętać, wyróżnić. Można to robić to na tysiąc
innych sposobów, tu panuje wolność i dowolność. Widziałam
prace, w których autor tak się bał braku własnych zdolności, że
w całości wykonane były z naklejek, inne gdzie ktoś używając
tylko dziecięcych kredek ilustrował sceny z Ewangelii, na jeszcze
innych znaleźć można wyłącznie nakreślone długopisem
przemyślenia czy cytaty z kazań. Polecam zajrzeć na Pinterest i
poszukać inspiracji, sprawdzić co Wam najbardziej pasuje, znaleźć
własny styl journalingu.
Teraz trzeba
zastanowić się jaką strategię obieramy. Prowadzimy nasz journal
(tak, mnie też uszy bolą, ale jak to przetłumaczyć?) w osobnym
zeszycie/na osobnych kartkach, czy bezpośrednio na stronicach
Biblii? W pierwszym przypadku nie mam o czym gadać, bo sprawa jest
prosta – dozwolone jest wszystko :) W drugim sprawę komplikuje
papier, na którym wydrukowane jest Pismo Święte. Zazwyczaj jest to
cienka bibuła, przez którą większość znanych nam pisadeł
będzie przebijać - do tej pory byłam przekonana, że tylko
ołówkiem mogę pisać na marginesach i podkreślać. Jakież było
moje zdumienie, gdy odkryłam Micron Pen firmy Sakura
oraz Marvy for
drawing firmy Uchida.
Są to cienkopisy do artystycznego
pisania/rysowania, które występują w kilku rozmiarach i te
cieniutkie (003, 005, 01) nie przebijają, a dzięki swoim rozmiarom są bardzo
precyzyjne.
Do tego kredki,
których też, jak się dowiedziałam, jest milion rodzajów. Ja
dostałam na urodziny kredki akwarelowe, można używać ich na
sucho, jak tradycyjnych kredek, lub na mokro z pomocą pędzla, jak farb akwarelowych.
Mam też świetne, dwukolorowe kredki Colorino, są niedrogie a bardzo przyjemne i miękkie.
Suche pastele są prostym środkiem do tworzenia delikatnego tła, można je pięknie
cieniować. Dobrze jest na koniec pracy utrwalić ją lakierem do włosów, bo pastele lubią się rozmazywać.
(to jedna z moich pierwszych ilustracji, tło jest właśnie pastelami "zrobione")
Do tego mogą
przydać się naklejki z alfabetem i coś, co ja bardzo lubię, czyli
stemple. Zawsze uwielbiałam efekt jaki dają, dlatego namiętnie ich
używam w journalingu. Tu trzeba być niezwykle ostrożnym z tuszem,
bo większość tuszy przebije przez bibułę, ale odkryłam chalk
edgers, których można używać zarówno jako tuszu do stempli, jak
i na wiele innych sposobów.
Jest jeszcze coś,
czego efekt zawsze mi się podobał, z fascynacją zaobserwowałam że
niektóre journalingujące panie z facebookowej grupy tego używają,
długo szukałam nazwy tego narzędzia i w końcu zdobyłam! A
nazywa się to wytłaczarka DYMO i można dzięki niej na specjalnej
taśmie stworzyć takie naklejki:
Tak naprawdę ogranicza nas tylko wyobraźnia oraz możliwości papieru, na którym
wydrukowano naszą Biblię. Na początek polecam zaopatrzyć się w
cieńszy cienkopis z rodzaju wymienionych wyżej oraz miękkie kredki
i szukać drogi „pamiętnikowania”, która Wam będzie
najbardziej pasować i stopniowo zaopatrywać się w kolejne
narzędzia, albo zostać przy samym cienkopisie, jak np tu:
Jak widać, nie jest konieczna wielość narzędzi czy wyjątkowy talent. Ważne jest coś zupełnie innego. O tym jak w końcu się zabrać do journalingu we własnej Biblii, w następnym poście.
Bible
journaling - czyli coś na co natknęłam się przypadkiem, a co mnie zachwyciło tak bardzo, że postanowiłam spróbować. I cieszę się z tego, bo zmieniła się moja relacja z Bożym Słowem, zmieniło się moje nastawienia do czasu sam na sam z Bogiem i wiele, wiele innych rzeczy.
Czym
jest journaling? Autorki fajnego miejsca w sieci dotyczącego
papierowych hobby, głównie
scrapbookinguPrzyklej to!wyjaśniają:
„JOURNALING. Kronikarstwo,
pamiętnikarski opis - tak ładnie tłumaczony jest na język polski.
Journaling to opis tego, co dzieje się na zdjęciu, spisanie
wspomnień, daty, miejsca. Journaling to też cytat, który
umieszczamy na pracy. Najczęściej pisany odręcznie, ale również
na maszynie, czy komputerze.”
Jest
też art journaling, o którym pisze design your life: „Art
journal to kreatywny zapis naszych emocji, przemyśleń czy wspomnień
– nie ogranicza nas format, materiał ani żadna technika. Możemy
go wykonać w taki sposób, w jaki tylko mamy ochotę, możemy użyć
papierowych wycinanek, tkanin, farb, szablonów, naklejek… Może
mówić o naszym najmilszym wspomnieniu minionego lata, o stanie
ducha, o marzeniach i planach. Tak naprawdę trudno jest to
wytłumaczyć słowami, najlepiej po prostu zobaczyć – i wszystko
zrozumiecie bez problemu.”
Definicji
Bilbe journalingu nie udało mi się znaleźć po polsku, bo
prawdopodobnie jeszcze nikt w naszym kraju tego nie robi. Ale
zaglądając na amerykańskie strony i blogi można znaleźć sporo o
tym nowym, coraz popularniejszym pośród chrześcijan hobby. Choć
nie jestem pewna czy „hobby” to dobre słowo...
"What
is Bible Journaling? In a nutshell, it
is journaling or doodling in the margins of your Bible. What
you draw, journal or doodle is inspired by the Word." i moje nieudolne tłumaczenie : W skrócie, jest to "kronikowanie" albo "bazgrolenie, gryzmolenie" ( u nas ma to pejoratywny wydźwięk, po angielsku doodling potrafi być przepiękny) na marginesach Biblii. To co rysujesz, "kronikujesz" czy bazgrolisz jest inspirowane Słowem. Proste, prawda?
Amatorzy
Bible Journalingu skupiają się (powinnam napisać: skupiamy się,
bo
i mnie to dotyczy)
w zamkniętej facebook'owej grupie, aby dzielić się inspiracjami, uczyć
się od siebie nawzajem, z dumą chwalić zilustrowanymi wersetami.
Większość z członków
zgodnie twierdzi, że ten rodzaj ekspresji wiary, ilustrowania Bożego
Słowa zmienia życie, przybliża do Pana Boga, rozkochuje w Piśmie
Świętym. I ja tego doświadczam.
Obecnie
w Stanach jest wielki boom na Bible Journaling, można kupić specjalne wydania Biblii, z szerokimi marginesami i ozdobnymi
okładkami przeznaczone do notowania i journalingu. Nie
wiem na ile to tylko
nowa moda wśród znudzonych gospodyń domowych, a na ile realny głód
Słowa, ale wierzę, że Ono będzie przemieniało każdego, kto do
Niego sięgnie, nie zważając na powody. Ja mam to szczęście, że
na swojej wirtualnej drodze praktykujących BJ spotykam osoby
niezwykłej wiary, będącej w bliskiej, zażyłej relacji
z Jezusem. I mam zaszczyt
tego też się od nich uczyć, nie tylko journalingu.
U
nas (jeszcze?) takie wydania Pisma Świętego nie są dostępne, ale
wybrane wersety śmiało można ilustrować w osobnym zeszycie,
poszukać Biblii z dość szerokimi marginesami i wykorzystać każdy wolny fragment strony lub też robić tzw.
wklejki. Przykłady na zdjęciach poniżej.
Dla
mnie osobiście Bible journaling stał się ważnym elementem
duchowego życia, chwilą dziecięcej radości z obcowania ze Słowem,
przyczynkiem do częstszego sięgania po Pismo Święte, ułatwieniem
sobie zapamiętywania wybranych wersetów. Muszę trochę
„posiedzieć” z wybranymi słowami, posłuchać co konkretnie one
do mnie mówią, dlaczego właśnie je wybrałam, co Pan chce mi
przez nie powiedzieć, jak ja chcę je wyrazić wizualnie, jak je
ozdobić, zilustrować. To taki rodzaj medytacji dla żółtodziobów
medytacyjnych, a kimś takim na pewno jestem.
Zdaję
sobie sprawę, że dla wielu takie „bazgranie” po Piśmie Świętym
jest nie do pomyślenia, zakrawa o jakieś bluźnierstwo. Ale Biblię
zdobiono od wieków, była ilustrowana już w średniowieczu, obecnie
często spotykam się z Bibliami, które mają pozaznaczane
zakreślaczami ważne dla właściciela fragmenty, pełno zakładek,
notatki na marginesach. I za Charlesem Spurgeon'em śmiem twierdzić iż:
Dlatego
dodaję odwagi każdemu, kto czuje się zachęcony do spróbowania.
Po prostu spróbuj! Zapraszam, może też utworzymy naszą rodzimą
bible-journalingową grupę? :) W
następnym poście trochę o technicznej stronie BJ, dla tych którzy
zdecydują się spróbować, zapraszam!